Å·±¦ÓéÀÖ

NerwSlowa's Reviews > Oczy Mony

Oczy Mony by Thomas Schlesser
Rate this book
Clear rating

by
66086742
's review

did not like it

Dobra, bardzo, bardzo przepraszam, ale ja nie dam rady tego przeczytać do końca. Ta książka wywołała we mnie ogromną reakcję emocjonalną (jak chyba widać po niniejszej recenzji), ale niestety nie w tę stronę, w którą oczekiwałam.

Główna fabuła (pierwsze 20 stron) opiera się na tym, że Mona, dziesięcioletnia dziewczynka, ma przejściowy epizod utraty wzroku, który wraca jej po sześćdziesięciu trzech minutach. Lekarze nie wiedzą, co jej jest, robią testy, w których nic się nie pokazuje, nie mogą też stwierdzić, czy nie grozi jej trwała utrata wzroku. Jej dziadek, pasjonat historii sztuki, stwierdza więc, że co tydzień będzie prowadził ją do jednego z paryskich muzeów, w których będzie pokazywał jej kolejny obraz, by "w razie czego" miała w sobie wspomnienie prawdziwego piękna.

Brzmi całkiem okej, prawda? Trochę jak "Świat Zofii" z historią sztuki plus pseudomedycznym (ale jakże potrzebnym literacko) dodatkiem a la "Weronika postanawia umrzeć"? No otóż nie do końca.

Moim pierwszym problemem jest to, jak autor (czterdziestosześcioletni mężczyzna) od samego początku pisze o Monie. "A potem jej głowę, jej cudowną buzię w aureoli półdługich ciemnych włosów o płowych refleksach, jej twarz o ładnie wykrojonych ustach, otoczyła potworna skrzynia, w której huczało jak w fabryce". Możliwe, że tylko ja to tak odbieram i że przesadzam, ale w epoce #meToo i po doniesieniach o oficjelach różnych organizacji czy kiedyś szanowanych artystach niepokoi mnie taki sposób pisania o dzieciach. Zwłaszcza że w pierwszym "merytorycznym" rozdziale Mona ma też cały akapit, w którym wyraźnie boi się "utraty dziecięcej niewinności", do której prowadzi ją dziadek (tak, naprawdę to tak jest napisane, ja nawet tego nie wymyślam). MHM.

(Swoją drogą, ciekawe, że ktoś ma na tyle wysokie mniemanie o - jednak - dziełach sztuki wizualnej, by uważać, że ich analiza sprawi, że ktoś aż utraci nieodwracalnie swoją niewinność. Czy chodzi o to, że Wielkie Mądrości przekazywane przez dziadka na temat obrazów (np. że kobieta trzyma wazon albo że w renesansowej Florencji istniała taka instytucja jak mecenat) są tak Mądre, że aż intelekt głupiutkiej dziewczynki od nich wybuchnie? Czy że nie ma nic ważniejszego w życiu od Wielkiego Piękna, i dopiero gdy się je pozna - nieco biblijnie - można stać się prawdziwie dorosłym? I właściwie dlaczego to sześćdziesięcioletni mężczyzna wprowadza swoją wnuczkę w moment utraty niewinności? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi).

Jako drugi problem postrzegam to, że oczywiście powieściowy dziadek jest uwielbianą przez Monę Wyrocznią, Dyspensorium Życiowej Mądrości i Wiedzy o Sztuce, który przez swoje wykłady o sztuce Naucza Prawdziwych Uczuć, jednocześnie przemycając wiedzę. Naprawdę rozumiem, że istnieją osoby, które mają taką relację z własnymi dziadkami (i super dla nich!), ale kreowanie przez dorosłego mężczyznę nieskazitelnej, idealnej, uwielbianej postaci brzmi nieco... narcystycznie? Wrażenie to potęguje opatrzenie każdego rozdziału moralitetowym podtytułem (np. Sandro Boticcelli "Naucz się brać", Leonardo da Vinci "Uśmiechaj się do życia"), który ma przekazywać Wielką Mądrość. Owe maksymy stają się oczywiście główną osią wyjaśnień w danym rozdziale - bo przecież wiadomo, że dziadek nie opisuje danego obrazu tylko tak po prostu (bo np. jest ładny, barwny, ciekawy albo np. ktoś napisał o nim dobrą książkę), tylko aby Przekazać Wielkie Mądrości Życiowe W Skondensowanej Formie. Bo, wiecie, Dziadek Jest Niezwykle Mądry, a wnuczka malutka, głupiutka i bez osobowości, którą trzeba jej wtłoczyć siłą.

Trzecim (i niestety nie ostatnim) problemem jest to, jak w sumie naiwnie i pretensjonalnie napisana jest ta książka w części dotyczącej dzieł sztuki. Jasne, mimo wieloletniej pasji do sztuki i zdawania z historii sztuki matury nie jestem ekspertką, i jestem pewna, że osoba, która nigdy nie miała z tą dziedziną kontaktu, mogłaby znaleźć coś dla siebie w licznych opisach obrazów. Po paru rozdziałach stają się one jednak mocno powtarzalne, a dialogi rozprawiające o dziele - po prostu dość naiwne i "niebrzmiące". Tak, we fragmentach, które dałam radę zmęczyć, jest sporo wiedzy, której autorowi nie odmawiam, jednak są one napisane tak naiwnie i z dość pozorowanym ciągiem logicznym, że trudno jest przez nie przebrnąć; odpowiedzi Mony natomiast tak pozorne i nienaturalne, że można aż zgrzytnąć zębami.

Czwartym (i największym) wyzwaniem dla mnie jako czytelniczki jest jednak scena z początku, w której dziadek Mony dowiaduje się, że dziewczynka ma od swojego lekarza ścisłe zalecenie cotygodniowych wizyt u psychiatry dziecięcego. Obiecuje jej rodzicom, że się tym zajmie (pozwalając im myśleć, że będzie, zgodnie z ich życzeniem, prowadzał ich córkę do psychiatry). Po chwili jednak ów dziadek, osoba bez żadnego wykształcenia medycznego, niebędąca lekarzem, ratownikiem, pielęgniarzem ani położnikiem stwierdza arbitralnie, że "Nie będzie chodził z wnuczką do psychiatry, co to, to nie...", i że wbrew zaleceniom lekarza odbędzie z nią swoją krucjatę po muzeach. Co więcej, gdy dziewczynka podczas pierwszego wyjścia pyta go o lekarza, pyta ją (dziesięciolatkę!), czy chce do psychiatry iść. Po przeczącej odpowiedzi obiecuje jej, że nie pójdzie do lekarza, jeśli będzie uważnie przyglądać się temu, co jest w muzeum, i że brak wizyty jej nie zaszkodzi.

I wiecie co? Ta książka mogłaby być największym i najwspanialszym arcydziełem kiedykolwiek napisanym, ale tak wprost wyrażona (i nijak nie skrytykowana, bardziej przedstawiana jako coś "uroczego") pogarda do psychiatrii dziecięcej i do dbania o zdrowie psychiczne powinna moim zdaniem sprawić, że ta książka w ogóle nie zostanie nigdzie wydana. Oszukańcze i lekceważące stwierdzenie dziadka, który uważa, że zna się lepiej od lekarzy na zdrowiu psychicznym własnej wnuczki, jest toksyczne i szkodliwe, i jest wyrażeniem tego, co po prostu bezpośrednio zaszkodziło setkom tysięcy ludzi na świecie - "bo przecież moje dziecko jest normalne, nie potrzebuje psychiatry ani psychologa". W Polsce psychiatria dziecięca właściwie nie funkcjonuje, w 2023 roku w Polsce próbę samobójczą podjęło 2139 osób do 18. roku życia (!!!!), z czego 146 (!!!!) zakończyło się ich zgonem. Statystyka jest przerażająca, a stan dostępu do opieki medycznej czy (wciąż) stygmatyzacji osób chorych psychicznie (np. na depresję) budzi popłoch. I, nie wiem, może jedno z największych wydawnictw w Polsce mogłoby pomyśleć o tym, ZANIM wyda książkę z takimi tezami, a potem zacznie ją reklamować jako bestseller? Zwłaszcza że nie jest to jedna przypadkowa uwaga wywołująca zgrzytanie zębów, tylko motor napędzający całą fabułę. Dziwi mnie, że nikt tego nie wyłapał, i dziwią mnie wszelkie pochlebne recenzje.

Dla mnie dość niepokojąca i wkurzająca strata pieniędzy, czasu i nerwów. Chyba jednak wrócę do swoich "głupiutkich" romansów, które jednak (zaskakująco) prezentują o wiele więcej zdrowych wzorców niż ta szkodliwa, nibynaukowa szmira.
33 likes ·  âˆ� flag

Sign into Å·±¦ÓéÀÖ to see if any of your friends have read Oczy Mony.
Sign In »

Reading Progress

May 13, 2024 – Started Reading
May 13, 2024 – Shelved
May 13, 2024 – Finished Reading

Comments Showing 1-2 of 2 (2 new)

dateDown arrow    newest »

message 1: by Sunni (new)

Sunni W końcu ktoś pluje faktami. Dla mnie też dziwnym było że mała dziewczynka ma w pokoju ma jakieś urocze mebelki i nagle bum obrazek gołej kobiety. Trochę dziwne jest mnóstwo obrazów z ubranymi kobietami. Trochę mnie to zbiło z tropu. Wraz ze stwierdzeniem dziadka, że dziewczynka nie będzie chodzić do psychiatry już wiedziałam że dalej nie chce czytać tej książki. Według mnie bezsensowny zabieg. Miałoby to o wiele więcej sensu jeśli rodzice by wiedzieli o tym gdzie jest ich córka i mogłoby to im dać np nadzieje, że dziewczynka przed pełną utratą wzroku doświadczy jeszcze czegoś pozytywnego. Niestety dla mnie DNF.


message 2: by Stella Murano (new)

Stella Murano Dzięki, akurat zaczęłam czytać, ale widzę, że to jednak książka nie dla mnie, skoro takie szkodliwe babole tam puszczono. :')


back to top